poniedziałek, 29 lutego 2016

SANTIAGO - TREFL - wsi spokojna, wsi wesoła

Czym dla mnie są planszówki? Po pierwsze rozwijają (a przynajmniej tak mi się wydaje) umysł. Po drugie są wspaniałym sposobem na spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi. Często także pozwalają „wcielić” się w różne postaci. Gra „Santiago” utwierdziła mnie w przekonaniu, że nigdy, ale to przenigdy nie chciałbym zostać chilijskim farmerem. Za dużo trzeba się narobić, żeby cokolwiek zarobić. 
Wsi spokojna, wsi wesoła chciało by się rzec. Może gdzie indziej tak jest, bo na pewno nie w Santiago.


Gra przeznaczona jest dla graczy od dziesięciu lat. Z racji tego, że nasza latorośl już z niejednego planszowego pieca chleb jadła, poradził sobie z opanowaniem zasad bez problemu. Jednak przyznaję, że gra wymaga skupienia i umiejętności przewidywania zachowań współgraczy, a to już trochę wykracza poza jego możliwości. Popełniał sporo strategicznych błędów, ale o dziwo jeszcze nigdy nie zakończył gry na ostatnim miejscu. Jak to możliwe? 
Jeśli posadzicie do gry dziecko, które dopiero zaczyna swoją przygodę z planszówkami, gwarantuję, że szybko się znudzi i zniechęci. Starsi, którzy lubią łamigłówki i rywalizację, powinni być zadowoleni z wyboru tej pozycji na wieczorne spotkania. 
Do rozgrywki może zasiąść od 3 do 5 graczy. Przerobiliśmy każdy wariant i wszystkie sprawdzają się tak samo fajnie. Przy trzech graczach jest trochę prościej ułożyć duże plantacje czy nawodnić swoje pola, przy pięciu osobach trzeba trochę więcej pogłówkować.


W moim odczuciu gra Santiago, to strategia najwyższych lotów. Przewidywanie posunięć przeciwników jest podstawą do osiągnięcia celu. Granie na „jakoś to będzie” tutaj się nie sprawdzi. Ale do rzeczy.
Grę zaczynamy z dziesięcioma eskudo w kieszeni, 22 pracownikami i jedną deską ratunku w postaci kanału nawadniającego. Cel: zdobyć jak najwięcej punktów z zasianych pól i uzbieranej gotówki. 
Obok planszy układamy równe stosiki kafelków z rysunkami upraw, ich ilość odpowiada liczbie graczy. Na początku tury odsłaniane są kafelki z wierzchu stosików i rozpoczyna się licytacja. Farmer, który ją wygra, jako pierwszy zabiera pasujący mu kafelek i układa go na planszy w dowolnym miejscu. Na nim kładzie tylu swoich robotników, ilu jest zaznaczonych na kafelku. Brzmi banalnie, ale takie nie jest. Z kolei gracz, który wylicytuje najniższą kwotę zostaje budowniczym kanałów nawadniających i to on decyduje, które pola zostaną nawodnione. Gdy wszystkie odsłonięte kafelki trafią na planszę, rozpoczyna się kolejna licytacja. Tym razem farmerzy starają się przekonać budowniczego, aby tak zbudował kanał melioracyjny, aby to ich pole zostało nawodnione. Po co? Otóż z nienawodnionego pola, na koniec tury trzeba zdjąć jednego pracownika. Jeśli na polu nie ma już żadnego pracownika, a nadal nie zostanie ono nawodnione, pole wysycha, kafelek zostaje odwrócony i staje się bezużyteczny. Ok, ale po co te wszystkie zabiegi? Otóż stykające się ze sobą bokami pola tej samej uprawy tworzą plantację. Na jednym polu może być jeden, lub dwóch pracowników. Punkty, to iloczyn ilości pracowników gracza do ilości pól w plantacji. Czyli, jeśli plantacja składa się z czterech pół, a żółty gracz ma na polach łącznie czterech pracowników, ilość zdobywanych na koniec gry punktów to 16. Teraz rozumiecie na czym polega problem? Jeśli pola ułożone są w jednym ciągu i któreś po środku nie zostanie nawodnione, z jednej dużej plantacji mogą powstać dwie małe, nisko punktowane. 
Czasami warto bić się o kafle, oferując za nie niemałe kwoty, ale opłacalne może być także bycie ostatnim w kolejce po uprawy. Bywa, że graczom tak bardzo zależy na tym aby nawodnić swoje pola, że obiecują budowniczemu kanałów całkiem spore sumy. Znamy jednego takiego w naszym gronie, który zarobił na tym biznesie niezły majątek.


Jak wcześniej pisałem, każdy z graczy ma do dyspozycji deskę ratunkową w postaci dodatkowego kanału nawadniającego. Może, ale nie mysi on uratować pole, gdyż w jednej turze, tylko jeden gracz może użyć dodatkowego kanału…Okrzyki och, ach, dlaczego (delikatnie mówiąc) padają bardzo często. Ta gra uczy współzawodnictwa. Nie można mieć miękkiego serca, bo ktoś może cię za nie kopnąć w d….





Nie można nie wspomnieć o szacie graficznej gry. Poprzednia wersja ma już swoje lata i nie powala na kolana. Za sprawą niezwykle zdolnego Tomka Larka, Santiago zyskało nowe oblicze. Ilustracje pełne dowcipu i humoru przykuwają uwagę i zachęcają do wspólnej zabawy.

ZALETY
Przyjemna, ale i wymagają gra rodzinna.
Uczy kalkulowania i rozważnego podejmowania decyzji.
Duża dawka interakcji.
Bardzo fajne grafiki, zwłaszcza nieprzeciętnej urody latynoscy rolnicy.

WADY
Escudo wykonane są z cienkiego papieru i obawiam się o ich wytrzymałość.
Pole punktacji jest zupełnie zbędne, dużo lepiej sprawdza się zwykła kartka papieru i długopis.

OCENA STARSZYZNY   8/10
OCENA DZIECKA         8,5/10


Liczba graczy: 2-4
wiek: 8+
czas gry: 30 minut



Dziękujemy Wydawnictwu


 za przekazanie nam egzemplarza.


1 komentarz:

  1. Uwielbiam planszówki, ale dla dorosłych :) mój faworyt to oczywiście "kolejka" ;)

    OdpowiedzUsuń