Kiedy już zasiedliśmy do zdobycznego stołu i zaopatrzyliśmy się w krzesła przystąpiliśmy do klu programu, czyli do wyboru gier.

Przez chwilę byliśmy w 6 osób, więc na stół trafiła gra na taką właśnie ilość graczy - TRIOMINOS. Taka wariacja na temat domina, tylko zamiast dwóch cyfr, które musimy do siebie dopasować, mamy ich aż trzy. Jedna więcej a robi różnicę. Fajna gra na rozgrzewkę. Trzeba było trochę pogłówkować i rozgrzać szare komórki na resztę dnia. Ułożenie układów, które są dodatkowo punktowane okazało się nie lada wyczynem. Niby proste, a jednak. Zawsze jedna cyferka złośliwie nie pasowała do tego by ułożyć heksa lub most.

Rozgrzani i w dobrych humorach przystąpiliśmy do rozgrywki w PRZEBIEGŁE WIELBŁĄDY. Wcześniej czytałam o niej i była na mojej liście gier, w które chciałam zagrać na festiwalu. Pudełko trafiło na stół, instrukcja do szwagra, dzieci poszły na dmuchańce,a my zwarci i gotowi czekaliśmy na rozpoczęcie gry. Powoli niespiesznie przystąpiliśmy do rozgrywki. Pierwsza partia poszła nam bardzo szybko, bo głównie skupialiśmy się na rzucie kostką, mniej na strategii i dobieraniu kart obstawiających szanse poszczególnych wielbłądów. W drugiej rozgrywce, kiedy wyczailiśmy o co chodzi było już zdecydowanie więcej kombinacji. Gra niezwykle wciągająca, idealna na imprezy bo może w nią grać aż 8 osób. Warta wszystkich dobrych słów, które o niej czytałam. Jedyne czego się obawiam to trwałości mechanizmu otwierania piramidy, bo w niedzielę trafił nam się egzemplarz, który z lekka szwankował. Pewnie kwestia szanowania gry. Wedle zasady nie moje, to mam gdzieś czy zepsuje czy nie. Życie.
Dzieci wróciły z dmuchańców. Po wyczerpującym wysiłku fizycznym przyszedł czas na coś bardziej statecznego. My skupieni na wielbłądach, dzieci na krzesełkach. Nie tych do siedzenia, te nie były im potrzebne. Całą grę stali i przeżywali. Krzyczeli i śmiali się na przemian. MISTAKOS na chwilę zajął chłopaków. Na zakończenie gry dostali M&M-sy i szczęście się dopełniło. Kiedyś już pisałam o tej grze i podtrzymuję swoje zdanie, że jest to pozycja typowo dziecięca. Bawili się świetnie, ale po ok.15 minutach krzesełka poszły w odstawkę. Fajna, ale na chwilę.


Co innego MERTOPOLIA. To inna para kaloszy. Kuba uwielbia ją i obawiam się, że kiedy ją w końcu dostanie to będziemy grać codziennie. Świetna gra i dla dzieci i dla dorosłych. Musimy wybudować 4 budowle, ale żeby to zrobić potrzebna jest nam kasa. A bywa różnie z jej zarabianiem, raz się udaje, innym razem musimy swoją krwawicę oddać innemu graczowi, bo akurat wypadła trójka a on miał kawiarnię. Podłość ludzka nie zna granic - chciało by się rzec. Każdy ma inną taktykę. Niektórzy kupują sklepy licząc, że kostka będzie łaskawa dla czwórki, inni upatrzyli sobie kopalnie i odczyniają uroki aby suma na dwóch kostkach dała dziewięć.
Kuba brał nawet udział w turnieju. Zdaje się, że był najmłodszym zawodnikiem. Nie poszło mu najlepiej, ale liczą się chęci. Jak stwierdził nie był najgorszy. I to się liczy.


W trakcie, kiedy z Kubą czekaliśmy na rozpoczęcie turnieju w Metropolię, reszta załogi (bez trzech panów w łódce, nie licząc psa) sięgnęła po grę 5 SEKUND. Nie grałam, ale się trochę przyglądałam. Śmiesznie to wyglądało kiedy dorosły człowiek poci się, żeby w 5 sekund wymyślić i wypowiedzieć 3 słowa. Wyrazy na bu, grzyby jadalne, projektanci mody, hitem było: co robisz w nocy - pytanie trafiło do taty kolegi z Kuby klasy. Purpura na twarzy, ale dał radę, dzieci nie zgorszył. Fajna gra imprezowa, myślę, że rozkręciłaby nie jedno towarzystwo.
Pod koniec dnia, kiedy już mało kto był w stanie przyswoić zasady nowej gry sięgnęliśmy po sprawdzoną pozycję WSIĄŚĆ DO POCIĄGU. Graliśmy w nią nie raz wcześniej, a i tak cieszyliśmy się jak dzieci mogąc budować połączenia kolejowe. Siostra rozgromiła nas totalnie realizując chyba 9 tras, ale jeszcze się odkuję. Wagonik za wagonikiem i plansza wypełniała się kolorami. Świetna gra, proste zasady, niesamowicie wciągająca pozycja. Bez strategi się nie obejdzie. Centralna część mapy bardzo szybko się zapełnia, a trasy korkują. Chwila nieuwagi i możemy mieć problem z realizacją swoich celów.
W połowie dnia panowie zagłębili się w swoich grach. Jak to w życiu bywa kobiety musiały się zająć sobą i potomstwem, panowie zaś przystąpili do męskich zajęć. Jazda ciężarówką przez kosmos do łatwych wszak nie należy, a i lanie elfów czy tam innych krasnali kobietom nie sprawiłoby tyle radochy co im. Gry pochłonęły ich doszczętnie, nie zauważali nikogo, a każda próba nawiązania z nimi kontaktu kończyła się fiaskiem.
Relacja z męskiego punktu widzenia:
CIĘŻARÓWKĄ PRZEZ GALAKTYKĘ
Kto oglądając gwiezdne wojny nie marzył o podróżach międzygwiezdnych ? Ja tak. I zawsze chciałem też zostać kierowcą ciężarówki. A i kiedyś zdarzyło mi się nawet pomyśleć o konstruowaniu własnych pojazdów....I nagle, ni stąd, i zowąd marzenia się spełniają....może nie dosłownie, ale chociaż w grze. Najpierw budujesz swój własny, prywatny, kosmiczny statek transportowy. Presja czasu spora, bo części bardzo ograniczona ilość, a pozostali gracze też się na nie łaszą. Jak już wymyślimy ile będzie ładowni, silników, działek laserowych, pomieszczeń załogi, osłon itd zaczyna się podróż. Banał, co się przecież może wydarzyć w próżni? Oj, może!
ŚWIAT DYSKU: WIEDŹMY
Z kosmosu zeszliśmy na ziemię. Prawdziwy real. Wcielasz się w rolę podróżnika, który przy pomocy czarownic (tu są dobrymi bohaterami) i ich czarów, walczysz z różnymi dziwnymi stworami, które pojawiają się i okupują miasta i wsie. Na początku walki są lekkie, łatwe i nawet przyjemne, ale moc złych charakterów jak to w życiu, stale rośnie. Bez zgromadzenia odpowiedniego oręża może być nieciekawie...Przednia zabawa. Ponieważ graliśmy we trzech i wszystkim nam się podobało, z czystym sumieniem po trzykroć polecam.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz