czwartek, 2 czerwca 2016

Festiwal Gramy Gdynia 2016 - dzień 1 - sobota

Po zeszłorocznych doświadczeniach, postanowiliśmy nie ryzykować braku stołu do gry i przybyliśmy kilka minut po 10. Kolejka dla osób, które kupiły bilety przez internet, była krótka, toteż po chwili mogliśmy zająć pozycje przy stole i rozpocząć zabawę przy planszy. Pogoda w sobotę nie sprzyjała spacerom na świeżym powietrzu, toteż sala szybko się zapełniła. Kto przybył w południe musiał zadowolić się podłogą. 
Ponoć sobota była rekordowa, jeśli chodzi o liczbę graczy, ze wszystkich dotychczasowych gdyńskich edycji. Brawo my, tzn. brawo gracze.





Jak tylko zobaczyliśmy pudełko z Potworami w Nowym Jorku, nie mogliśmy się powstrzymać. Nie ma to jak zacząć dzień od bardzo energetycznej i emocjonującej gry. Kawa na przebudzenie nie będzie potrzebna. Po przebrnięciu przez instrukcję, przystąpiliśmy do walki, bo tylko tak można nazwać to co działo się na stole.
W odróżnieniu od Potworów w Tokio nie będziemy się ograniczać już tylko do atakowania pozostałych graczy, o nie. Swoje trzy grosze dołoży również miasto Nowy Jork. Kiedy na kostkach wypadnie symbol z przełamanym wieżowcem, będziemy burzyć budynki w swoich dzielnicach. I wtedy do akcji wkracza właśnie miasto, bo żeton z budynkiem obracamy na drugą stronę i teraz to wojsko może zaatakować nas. Kiedy i jak, to może szerzej opiszę przy okazji recenzji. Powiem tylko, że gra nas rozwaliła i bawiliśmy się przy niej świetnie. 
Z gry można odpaść już drugiej turze, także trzeba się pilnować od samego początku.




Królestwo w budowie chodziło za mną od dawna. Rozegraliśmy dwie partie, z czego jedną w gronie dorosłym, drugą z dwójką małoletnich. Nie trzeba mówić, że pierwsza była bardziej zaciekła, a walka o punkty trwała do samiusieńkiego końca. Na dzieciakach gra nie zrobiła aż takiego wrażenia, ale myślę, że to kwestia załapania zasad. Kuba często po pierwszym razie ma mieszane uczucia co do gry, a kiedy już rozkmini w swojej główce o co chodzi, to rozgrywki wyglądają już zupełnie inaczej. Fajna gra, ale jakoś serca mi nie skradła. 






Inaczej sprawa wygląda jeśli chodzi o Quadropolis. Pomimo, że za pierwszym razem trudno ogarnąć zależności pomiędzy budynkami i wybieramy kafelki trochę na czuja, gra ma duży potencjał i chyba szybko się nie znudzi. Tym bardziej, że do wyboru mamy wariant podstawowy i zaawansowany. Nam udało się zagrać tylko raz i to w uproszczone zasady, ale i tak narobiliśmy sobie smaku. A z tego co czytałam wariant ekspercki jest o niebo ciekawszy. Także, kto wie ...
Interakcji pomiędzy zawodnikami nie ma zbyt dużo, bo każdy będzie skupiał się bardziej na swojej planszy niż na szkodzeniu innym. Gra wymaga planowania i podejmowania nieraz trudnych decyzji. W obawie o podebranie nam upatrzonego kafelka, możemy mieć czasami problem po co sięgnąć w pierwszej kolejności. 
Jakościowo gra prezentuje się rewelacyjnie. Grube kafelki z budynkami, dwa szklane pionki i piękna, po prostu piękna wypraska. Niestety nie zrobiłam zdjęcia. 




Dzieci co chwilę ganiały na dmuchańce i na piłki. Jedynie krótkie i mało absorbujące pozycje wchodziły w grę. Szybko zagrać, szybko wygrać i szybko lecieć dalej się bawić. Był jeszcze jeden cel poza zabawą, mianowicie, to aby zdobyć karteczki na loterię. Wychodząc z założenia: im więcej losów, tym większe szanse, ganiali na różne stoiska by uzyskać upragnioną karteczkę. Czy udało się coś wygrać? I tak i nie. Kuba co prawda został wylosowany, ale wygrał jedynie podkładkę. Co zrozumiałe, niepocieszenie na jego twarzy było olbrzymie. 

W międzyczasie udało im się jednak zagrać w kilka gier. Ich wzrok przykuł Kot Stefan i się zaczęło. Pomoc dorosłego była nieodzowna, bo jak takich trzech nerwusów zasiada do gry na refleks, to może zdarzyć się wszystko. Ser, myszy, kot i kostka, tak mało, a tyle frajdy było. Nie istotne, że gra jest dla 4-latków. Zupełnie im to nie przeszkadzało. Śmiali się aż miło.



Gry na refleks, to jest to co tygryski lubią najbardziej. Następnie w ich łapki trafiło blaszane pudełko z napisem Boost. W środku karty z obrazkami w 10 kategoriach (zabytki, owoce...). Gracze jednocześnie odkrywają wierzchnie karty ze swojego stosu i szukają kart z tej samej kategorii. Kiedy na stole są 4 czy 6 kart, wszystko wydaje się proste, ale z czasem kart może być znacznie więcej i można dostać oczopląsu. Pełne skupienie ... widzicie to? 


Pomysłówka wpadła chłopakom w oczy już w zeszłym roku. Tak, tak, kolejna gra na szybkość i refleks. Tu liczy się kto pierwszy znajdzie dane słowo. Kolorowym nakładkami zaznaczamy słowo i jak się łatwo domyślić, kto więcej zaznaczy ten wygrywa. Tym razem doszło do kłótni, więc gra skończyła się wcześniej niż by mogła.



Wychodząc wieczorem już umawialiśmy się na kolejny dzień i chociaż aura zaczęła się poprawiać, to my postanowiliśmy spędzić kolejny dzień w klimatyzowanej Gdynia Arena.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz