niedziela, 3 stycznia 2016

Gry, które zapełniły nam rok 2015

Stary rok się skończył. Czas na małe, malutkie podsumowanie.
Nasza kolekcja baaaardzo się rozrosła w minionym roku. Powoli zaczyna brakować nam miejsca na nowe zdobycze, a stos gier do recenzji stale się powiększa. Graliśmy wiele i często. Zarażaliśmy rodzinę i znajomych, tych drugich z różnym skutkiem, ale się nie poddajemy. 
Jakie gry zapewniały nam ostatnie miesiące? Ten, kto bacznie obserwuje nasz profil na Facebooku wie, które gry najczęściej trafiały na nasz stół w minionym roku. Naszą rodzinną tradycją są piątki przy planszy i przy Liście Przebojów Programu III. Granie, śmiech, śpiew, czego chcieć więcej. I chociaż czasami człowiek jest zmęczony i jedno o czym marzy to legnąć wygodnie na kanapie, to nasz młody zarządca czuwa i przywołuje nas do porządku. Wystarczy wyciągnąć fajną grę i już staruszkom wracają siły.
Na blogu opisujemy gry, w które gramy z naszym 8-latkiem. Po bardziej wymagające pozycje sięgamy z rzadka, przy okazji spotkań ze znajomymi. W naszym rodzinnym, gronie przyjdzie na nie jeszcze czas.



Najbardziej ulubione gry Kuby, które kochał w 2015 roku serduszkiem swoim całym to: 

Zdjęcie mówi samo za siebie. To chyba najbardziej ukochana gra Kuby w roku 2015. Swego czasu graliśmy w nią tak często, że nie było tygodnia bez kilku partyjek. Doszło do tego, że musieliśmy zrobić mały odwyk.
Na Metropolie trafiliśmy podczas Zgranej Redy i była to miłość od pierwszego zagrania. Wybieramy i kupujemy nieruchomości, które przyniosą nam zyski, a jeśli przy tym komuś uszczuplimy zasoby ... no trudno, to tylko gra. Z dodatkami czy bez i tak cały stół zajęty jest przez karty. Co tu wybrać? Kupić tą, czy inną nieruchomość? Co wypadnie na kostce? Zdecydowanie polecam 7-8-latkom i ich rodzicom.



Piraci karaibska flota 
Gra od samego początku przypadła nam do gustu. Może to za sprawą świetnych grafik na kartach, o kościach nie wspominając, a może takie z nas złośliwce, że lubimy gry, w których możemy bezkarnie zaleźć innym za skórę.
Gra jest bardzo różnorodna i pełna zwrotów akcji. My przyjęliśmy zasadę, że chowamy nasze złoto za zasłonkami, aby dodatkowo zmylić innych piratów. Dzięki temu do samego końca nie mamy pewności kto wygra, a emocje sięgają zenitu.




Gra wyzwala ducha rywalizacji. Rozgrywki są krótkie i niezwykle emocjonujące. Sytuacja na stole zmienia się z minuty na minutę, co powoduje, że musimy bacznie obserwować poczynania naszych rywali. Na swoim przykładzie dodam, że nie trzeba być fanem Formuły 1, żeby lubić tą grę i dobrze się przy niej bawić.
Musimy tak zagrywać kartami na ręce, żeby przy odrobinie szczęścia wyprzedzić inne bolidy i z uniesionym do góry pucharem stanąć na pudle.





Na środku stołu stawimy srebrny dzwonek. Za jego sprawą będziemy sygnalizować, że oto na kartach pojawiło się pięć takich samych owoców. Ci co grali w Halli Galli już wiedzą, że w takiej sytuacji trzeba się mieć na baczności. 
To nie jest gra dla mięczaków i beks. Osoba, która pierwsza uderzy w dzwonek musi się liczyć z konsekwencjami. Nie jest łatwo zatrzymać rozpędzoną rękę, więc nie raz wygrany otrzymuje całkiem silne ciosy w dłoń od innych graczy. I nie ma co liczyć na współczucie. Emocje są tak silne, że natychmiast wracamy do gry. 


Uno 
Na początku roku zdecydowanie częściej graliśmy w Uno niż obecnie, co nie oznacza, że przestaliśmy je lubić. Jest to klasyk dziecięcych gier karcianych i w każdym domu powinno się znaleźć miejsce na tą niepozorną talię kart.
Ze względu na rozmiar i to ile emocji może dostarczyć, jest idealną grą na wszelkiego rodzaju wyjazdy. Wsadzamy karty do torebki i już mamy zapewnioną zabawę na wiele godzin.



Potwory z Tokio 
Końcówka roku to zdecydowanie Potwory w Tokio. Gra potrafi dostarczyć taka dawkę adrenaliny, że nie łatwo poprzestać na jednej partii. Chęć odegrania się na zwycięzcy jest ogromna. 
Mnóstwo interakcji, śmiech, krzyki ... to wszystko zapewni nam spotkanie z potwornymi potworami.
Po dodaniu kart ewolucji, które różnicują poszczególne potwory, nie ma się już czego czepiać. Już nie będziemy wybierali naszych bohaterów tylko ze względu na ich "urodę" czy kolor. 




Można by rzec, że to Bingo na sterydach. Gra rodzinna, która wyśmienicie sprawdzi się również podczas imprezy w większym gronie. Im nas więcej, tym robi się weselej. Każdy liczy na to, że jako pierwszy wykrzyknie Ave Cezar siedem razy i tym sposobem pokona swoich rywali. 
Szybka rozgrywka, proste zasady, do wytłumaczenia w kilka minut. Nawet początkujący gracze, w tym dzieci, nie będą mieli problemu z szybkim ogarnięciem gry.
Fajny temat gry, z pewnością trafi w gusta chłopców.
 

Pod powyższymi podpisujemy się i my ... rodzice. Spędziliśmy wiele fajnych godzin przy tych i wielu innych planszówkach. O większości możecie przeczytać we wcześniejszych wpisach, inne czekają na swoją kolejkę.
Wspólne granie z dzieckiem, to bardzo cenny czas. Tym cenniejszy, że przez cały tydzień się trochę rozmijamy. Praca, szkoła, zajęcia dodatkowe, odrabianie lekcji i obowiązki domowe, wszystko to powoduje, że czasu spędzonego w komplecie jest zawsze zbyt mało.


Od siebie dodam, że nas dorosłych wciągnęły jeszcze: Zero, Tikal, Szalone zegarki, Kakao i Catan.

3 komentarze:

  1. Juz nie mogę sie doczekać aż moja córcia podrośnie i zaczniemy grac w jakieś gry.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uno! Jak ja lubię w to grać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gry planszowe to super rozrywka na długie wieczory. Sama bardzo lubię w nie grać. Szczególnie przepadam za chińczykiem i scrabblami :)

    OdpowiedzUsuń