czwartek, 2 lipca 2015

Trzecia wizyta na Zgranej Redzie

Zgrana Reda wizyta nr 3, na pewno nie ostatnia. Chociaż aura na Pomorzu robi się coraz bardziej przyjemna. Deszcze powoli ustępują miejsca słońcu, to jednak zawsze znajdą się tacy co to wolą spędzić czas przy stoliku z planszóweczką niż na spacerze po plaży. I chociaż graczy było mniej niż poprzednim razem, a i na stole z grami też jakby puściej (takie miałam wrażenie - jeśli tak nie było to zwracam honor), nas to zupełnie nie zniechęciło, bo przed nami jeszcze wiele gier, które czekają na swoją kolej.
Tym razem na stół trafiły tylko dwie gry - Megawojownicy oraz Fun Farm. Zupełnie różne gry, ale każda fajna na swój sposób.

Zaczęliśmy od Megawojowników. Na Festiwalu Gramy widzieliśmy tą grę na innych stołach nie jeden raz. Grały w nią i dzieciaki i dorośli. Coś było na rzeczy. Musieliśmy to sprawdzić. Na Festiwalu się nie udało, ale tym razem nie mogliśmy sobie odmówić. Czy ci wojownicy są rzeczywiście Mega czy tylko tak im się wydaje. Pierwsza partia była tzw. zapoznawcza. Zasady wykładania kart, przemieszczania i ataku załapaliśmy, problem dla nas stanowiły karty specjalne. Przy pierwszym podejściu nie do końca udało nam się wykorzystać ich właściwości. Było trochę czytania, trochę kombinowania. Druga partia wypadła już znacznie lepiej - ćwiczenie czyni mistrza. I chociaż nie było idealnie to już zdecydowanie lepiej rozumieliśmy grę. 
Ładnie wydana, super grafika. Fajny pomysł na wykorzystanie pudełka jako element gry. Nam się podobała. Tym bardziej, że może w nią grać nawet 8 osób.



Wybór odpowiedniej karty bywał trudny.
Fajnie się prezentuje na stole.



































Po wyczerpujących walkach przyszła pora na coś zupełnie innego. Czy już wcześniej pisałam, że Kuba uwielbia wszystkie gry na refleks. To kolejna taka gra. Fun Farm to szybka, zabawna i śmieszna pozycja. Bardzo podobały nam się figurki, maskotki (zwała jak zwał) zwierzątek. Takie mięciutkie.
Przy drugim podejściu w oczach się nam już dwoiło i troiło. Biała kostka, czarna kostka. Trzeba wytężać wzrok, żeby się nie pomylić. Łatwo nie jest, zwłaszcza kiedy na stole leży już kilka kart. Zabawa przednia, śmiechu co niemiara. Gra dla dzieci, chociaż myślę, że i w gronie dorosłym (zwłaszcza przy niewielkim dopingu) na pewno by się sprawdziła.

Zwierzaki przygotowują się do zabawy.

Raz wygrywa mały,
a raz duży.


 














Tym razem nie było żadnych dodatkowych atrakcji w postaci konkursów czy licytacji gier, ale i tak było przyjemnie. Prowadzący tą imprezę Ja Ty Gry już zapowiedzieli kolejną edycję spotkania tym razem wieczorową porą. Przy sprzyjających okolicznościach (upchnięcie młodego u dziadków) może uda nam się tam dojechać. Może jacyś znajomi się w końcu z nami zabiorą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz