wtorek, 24 listopada 2015

Festiwal Gramy Gdańsk -sobota

Po doświadczeniach gdyńskich, na miejsce przybyliśmy już o 10. Część z nas kupiła bilety on-line, część w kasie przed samym wejściem. I tu zdziwienie, bo do kas była mniejsza kolejka, iż po odbiór wejściówek. 
Kiedy weszliśmy na teren hali ludzi było już całkiem sporo, ale zaledwie kilka stolików było zajętych. Większość ludzi robiło rekonesans po stoiskach. Około 13-tej miejsca przy stolikach były towarem deficytowym, spóźnialskim pozostało jedynie usiąść na dywanie i grać. My przygarnęliśmy stoliki, trochę krzeseł i rozpoczęliśmy wspólną zabawę. Jeszcze tylko wizyta w wypożyczalni i podjecie decyzji, które gry wybrać. Wybór był olbrzymi, a czasu jak zwykle zbyt mało.
 


Młodzież rozegrała kilka gier, ale bardziej ciągnęło ich do atrakcji, których było całkiem sporo na całej sali. Nie mogli długo wysiedzieć na miejscu, bo piłki, trampolina, kolejka, wyścigówki, dmuchańce itp. Taki Dzień Dziecka jesienią.
























 










Był nawet konkurs strojów z Gwiezdnych wojen.


W co udało nam się zagrać?

Chłopaki zaczęli spokojnie od Żółwi z Galapagos na rozgrzewkę. Sympatyczna, prosta gra dla dzieciaków, którą znają i nie było problemu z tłumaczeniem zasad. Chętnych odsyłam do recenzji - tu. Znajdziecie tam krótki opis gry i nasze oceny.

 
















źniej na stół trafiły Myszki w opałach. Gra zdecydowanie dla młodszych dzieci, ale ma taką ładną okładkę, że trudno było przejść obok niej obojętnie. Gra kooperacyjna, w której wszyscy rywalizujemy wspólnie przeciwko Łoskotowi. To taki złośliwy, czarny kocur. Sympatyczna gra, ale dla naszych bystrzaków 8-latków jednak zbyt banalna. Niemniej polecam tego typu gry dla dzieci, które nie radzą sobie z przegrywaniem. Razem wygrywamy lub razem przegrywamy, nikt nie jest lepszy, nikt gorszy. Odpowiedzialność zbiorowa to jest to.



Curling był już rozgrywany w Gdyni, teraz też chłopakom wpadł w oko i po chwili plansza, a raczej tor był już rozłożony na stole. Muszę przyznać, że jej wszystkie elementy są solidnie i ładnie wykonana, no i te "kamienie". Czy jest to gra? Polemizowałabym, myślę, że to jednak bardziej zabawka. Fajna na chwilę, ale na dłużej raczej leżałaby na półce i kurzyła się. Co nie zmienia faktu, że na jakiś czas wciągnęła naszą młodzież.
















Niebezpieczna wyprawa to gra na blef. Niektórzy potrafią kłamać, innym aż dymi z uszu kiedy podają wynik inny niż ten, który wypadł na kostce. Dzieciaki nie potrafią ukryć jeszcze swoich emocji, ... przyjdzie im to z czasem. Niestety. Ale kiedy któremuś udało się oszukać pozostałych, radość była przeogromna. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli oszukiwałeś i zostałeś rozszyfrowany, to twój zawodnik ląduje w basenie z krokodylami.
To gra, która fajnie by się sprawdziła nawet w dorosłym towarzystwie. Graliśmy w nią już wcześniej w naszym trzyosobowym rodzinnym gronie i było naprawdę zabawnie. Brakuje mi tylko jakiejś zasłonki, za którą można by rzucać kostką, a tak trzeba się tajniaczyć za pudełkiem.



Bitwa o Tortugę to prosta dwuosobowa gra strategiczna. Jedna partia trwa około 5 minut i jest to zdecydowanie za krótko. Sama gra bardzo nam się podobała. Odkrywamy kafelki, obracamy je albo przesuwamy po planszy, a wszystko po to by zatopić wrogą flotę ... cała filozofia. Kropki na kaflach wyznaczają gdzie możemy się poruszyć. Mieszanka szczęścia i taktyki. 
Przydałoby się więcej pól, żeby wydłużyć rozgrywkę. Większa plansza oznaczałaby więcej kombinacji i myślę, że wpłynęłoby to zdecydowanie na korzyść dla gry.





Speed Cups chodziły za mną już od dłuższego czasu. Można było w nie zagrać jedynie na stoisku wydawcy, w wypożyczalni niestety jej nie było. Kilka kubeczków, kilka kart i on ... dzwonek. Niby nic, a zabawa przednia. Kubeczki układamy w pionie lub poziomie. Po kilku minutach można dostać oczopląsu. Nam zabawa z kubeczkami bardzo się podobała, lubimy gry na refleks, nic na to nie poradzimy. 
W pewnym momencie dosiadł się do nas bystry 4,5 latek, który o dziwo bardzo dobrze sobie radził. Znaczy się, że gra nadaje się także dla młodszych, niż deklarowane przez wydawcę 6+.


















Hocki klocki - spodobały się miłośnikom klocków, niemiłośnikom (czyt. Kuba) nie przypadły do gustu. Ułożenie figury, która widnieje na karcie wydaje się proste, ale nie zawsze tak jest. Niektóre kształty były wyzwaniem, nawet dla legowych wyjadaczy, z innymi poszło bezproblemowo. Sama nie grałam w Klocki, ale przyglądałam się dzieciakom i wydaje się, że jest warta polecenia. No chyba, że wasze dzieci nie lubią klocków (są tacy uwierzcie), wtedy stanowczo odradzamy.








Naszym hitem okazała się gra Łowcy skarbów. Ponieważ to tegoroczna świeżynka, to przypadło nam w udziale wyjęcie wszystkich elementów z wyprasek i rozegranie pierwszej rozgrywki naszym egzemplarzem. Po przebrnięciu przez instrukcję zasiedliśmy do gry. Po pierwszej partii wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że chcemy jeszcze. Gra jest świetna i wciągająca. Dostarczyła nam wielu emocji. Gobliny, psy, które mogą nas przed nimi uratować, skarby te cenne i te których nikt nie chce. Już myślisz, że weźmiesz wysoko punktowany skarb, gdy nagle inny gracz wykłada kartę, która mnoży jego wynik razy 2 i nagroda ląduje w jego zasobach. Z każdą minutą robi się ciekawiej i weselej. Zdecydowanie polecam.





 






























Kolejną grą był Nowy Jork 1901. Do szaty graficznej i wykonania gry nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Kafle budynków wykonane są z solidnej i grubej tektury, figurki pracowników i wieżowce, którymi zaznaczamy zdobyte punkty, dodatkowo urozmaicają grę. Co do samej gry to mamy wszyscy mieszane uczucia. Może to za sprawą nieprecyzyjnej instrukcji, może to my nie doczytaliśmy wszystkiego, ale Nowy Jork wypadł blado w porównaniu z Łowcami Skarbów. Kupujemy parcele, stawiamy tam swoje budynki, ulepszamy je i inkasujemy za to odpowiednią ilość punktów. Pierwsza rozgrywka nie powaliła nas na kolana, ale nie przekreślamy tej gry. Spróbujemy innym razem. Może będzie lepiej. Miałam chyba zbyt duże oczekiwania względem gry i pewnie dlatego czuję niedosyt.






Jaipur to dwuosobowa, mała i sympatyczna gra. W swojej turze decydujemy czy pobieramy karty ze stołu, czy sprzedamy je w zamian za żetony. Im więcej kart w tym samym kolorze wyłożymy tym więcej żetonów zbierzemy, co oznacza więcej punktów w końcowym podliczeniu. Mimo prostych zasad trzeba wytężać umysł i podejmować decyzje, które nie zawsze są łatwe.
Małe zgrabne pudełko, które kryje praktyczną wypraskę i śliczne, kolorowe karty. To bardzo ładna gra, bez dwóch zdań, ale to na szczęście nie jedyna jej zaleta. Walczymy zaciekle do samego końca, bo każdy punkt jest tu na wagę złota.


















Splendor gra, która zdobyła tytuł Gra Roku 2015. No i jak tu po nią nie sięgnąć. W maju grałam pierwszy raz w Splendor, ale okazało się że wówczas nie do końca trzymaliśmy się wszystkich zasad. Coś chyba przekombinowaliśmy.  
Zbieramy kamienie szlachetne i za nie kupujemy karty. Te, które łatwo zdobyć nie są punktowane, z czasem jednak dojdziemy i do tych które mogą przyczynić się do naszej wygranej. Czy jest to rzeczywiście najlepsza gra zeszłego roku? Rzecz gustu. Tym razem grało mi się w nią zdecydowanie lepiej niż poprzednio. Jest progres.


Wsiąść do pociągu: Marklin to kolejna odsłona kultowej serii. Wcześniej graliśmy na mapie Europy, tym razem ograniczamy się do Niemiec. Idea gry jest taka sama, budujemy trasy i zbieramy punkty. Tym razem nie mamy dworców kolejowych, w zamian mamy pasażerów, którzy mogą jeździć po naszych trasach i zbierać żetony z punktami, które leżą na stacjach. Która wersja jest lepsza? No chyba siła przyzwyczajenia robi swoje i mając wybór sięgnęłabym jednak po Europę.




W co grali pozostali? Lepiej niech sami opowiedzą. Co im się podobało, a co trochę mniej.
Wrażeń wiele, a byliśmy tylko jeden dzień. Czas nam minął błyskawicznie. Głównie skupiliśmy się na graniu przy naszych stolikach, z obawy, że jak tylko na chwilę odejdziemy to nie będziemy mieli do czego wracać. Chętnych było wielu, a miejsc zbyt mało.
 





                                                                                Koniec i bomba, kto nie był ten trąba.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz